Kategorie
O sklepie
Informacje
Data publikacji: 28-02-2020.
czyli dlaczego oszczędzanie to nie zawsze oszczędność
Kupiłem sobie basen do ogrodu. Jako człek z natury oszczędny, próbowałem nieudolnie pogodzić swe rozdmuchane aspiracje z budżetowymi ograniczeniami. Ku przestrodze innym spisuję dziś swe wspomnienia, by nie poszli w moje ślady.
Owszem, zainwestowałem w renomowaną firmę i w rozmiar (który, jak wiemy, ma znaczenie), żeby – zgodnie z zapewnieniami producenta – „móc wygodnie wypocząć”, „sprawić dzieciom miejsce do zabawy” i, może nieco na wyrost, „móc swobodnie popływać”, ale także wywołać przy okazji grymas zazdrości na twarzy sąsiada. Mimo to nie okazałbym się przecież nieodrodnym synem polskiej ziemi, gdybym – zastawiwszy się już, a postawiwszy – nie próbował zrekompensować sobie większego wydatku na basen ogrodowy oszczędnościami na czymś innym.
Ofiarą pierwszych moich pozornych oszczędności padła mata pod basen. Nie mogłem jej uniknąć całkiem, gdyż polska ziemia ojczysta w mym ogrodzie charakteryzuje się znaczną zawartością uciążliwego żwiru, wyczuwalnego pod stopami niczym rozsypany worek klocków lego, mimo bujnej trawy zarastającej ogród z zajadłością deszczowego lasu. Wszelkie próby wyłuskania tego żwiru z miejsca przeznaczonego pod basen okazały się daremne, jak praca tysięcy miniaturowych Syzyfów – na miejsce każdego usuniętego kamyczka chwilę później pojawiały się dwa następne. Pomysł na spieniężenie tej magicznej właściwości przydomowego ogrodu poprzez założenie żwirowni zniweczyło jedno spojrzenie w oczęta dziatek mych, nasuwające jako żywo skojarzenia z kotem ze „Shreka” – wybrałem więc jednak basen.
Matę musiałem sobie sprawić, by nie uszkodzić spodu basenu. Nikt nie uprzedził mnie jednak (choć wszelkie instrukcje głoszą, że mata musi być), jak duża ta mata basenowa ma być i dlaczego aż taka. Nie przeczuwając nadciągających kłopotów, dobrałem ją mniej-więcej pod średnicę basenu. I tum się podłożył! Jako się rzekło, moja amazońska trawa deszczowa rozrasta się w tempie szybszym niż wzrost produktu krajowego brutto podawany przez TVP. Błyskawicznie przechodzi do stadium nadbrzeżnych szuwarów, a następnie lasów namorzynowych, gdy tylko człek odwróci wzrok na chwilę. Nie trzeba było więc długo czekać, aż pojawi się konieczność ścięcia jej przy brzegu maty, by w porę zapobiec pochłonięciu przez nią basenu i wytworzeniu w moim ogrodzie postapokaliptycznych klimatów à la opuszczone miasto w szponach dzikiej natury. Kto wie, jaka egzotyczna fauna, rozochocona sukcesem flory, zechciałaby się tam zalęgnąć – tarantule, krokodyle, kraby-mutanty? Jak się jednak miałem wkrótce przekonać, koszenie trawy wokół basenu wcale nie jest tak łatwym zadaniem, jak by się zdawać mogło.
Pierwsze próby użycia podkaszarki wykazały, jak bardzo niebezpiecznym narzędziem może ona być we wprawnych, morderczych rękach. Gdyby nie – jak o to zadbał przewidująco producent – „trzywarstwowa powłoka z wytrzymałego tworzywa PVC, wzmocniona nylonową siatką między warstwami”, zapewne mógłbym się już pożegnać z basenem i znaczną kwotą pieniędzy, które tak bardzo chciałem przecież zaoszczędzić, a kto wie, czy również nie z częścią ogrodu oraz życiem lub zdrowiem. Szczęśliwym tylko trafem nie uległszy zmyciu przez falę tsunami domowej roboty, jaką bez wątpienia wywołałoby gwałtowne i niekontrolowane opróżnienie zbiornika z kilku tysięcy litrów wody, otarłem drżącą ręką zimny pot z czoła i udałem się na poszukiwanie mniej inwazyjnych narzędzi. Zrezygnowałem z szybkości działania na rzecz fryzjerskiej precyzji i spędziłem godzinę pełną filozoficznych przemyśleń na temat sensu życia, pełzając wokół basenu i podcinając źdźbła traw za pomocą zwykłych nożyczek. Od razu nadmienię, że i tu nie należy jednak pochopnie ulegać rutynie i pokładać nadmiernej wiary we własnej nabytej już jakoby wprawie – nonszalanckie operowanie nożyczkami może bowiem skończyć się analogicznym efektem, jak zbyt entuzjastyczne użycie podkaszarki. Mimo wszystko, udało mi się doprowadzić to ryzykowne przedsięwzięcie do końca, kosztem kilku zaledwie stresujących momentów grozy. I bólu w krzyżu. Wstając z kolan i unosząc ten swój krzyż, usilnie starałem się nie myśleć, o ile mniejszy byłby to koszt, gdybym po prostu kupił większą matę basenową.
Rzeczywiście, na powierzchni maty pod basen ogrodowy nie ma sensu oszczędzać. Najlepiej kupić matę przynajmniej o metr szerszą od basenu, tak by można było ją unieść lub podwinąć podczas koszenia trawy. Oszczędzi nam to zresztą później nie tylko kłopotów z koszeniem oraz możliwymi skutkami przejścia fali tsunami, ale i ograniczy ilość zabrudzeń wnoszonych do wnętrza basenu. Będziemy ponadto mogli się wokół niego poruszać po wygodnym, bezpiecznym podłożu. Warto nawet poprowadzić do z domu do basenu ogrodowego całą miękką ścieżkę, złożoną z puzzli, z jakich składa się niektóre maty basenowe. Polecamy to rozwiązanie amatorom komfortowego wypoczynku, aczkolwiek odradzamy bezkompromisowym miłośnikom życia na krawędzi. Kupując zestaw akcesoriów u autoryzowanego sprzedawcy, otrzymasz nowy, dopasowany sprzęt, jego gwarancyjny i pogwarancyjny serwis, pomoc wykwalifikowanego personelu oraz praktyczne porady dotyczące użytkowania – one również uchronią nas przed błędnymi decyzjami oraz chwilami grozy w ich konsekwencji.
Copyright © dmuchane.pl / 2006 - wszystkie prawa zastrzeżone, Global Income sp. z o.o.