0 801 000 610 (58) 746 37 97

Zadzwoń do nas!

Przyjmujemy zamówienia telefoniczne.
PON.: 7:30 - 17:30
WT. - PT.: 7:30 - 15:30
Wyślij wiadomość

Scena II – Pokrywa basenu

Data publikacji: 02-03-2020.

O basenach w kilku scenach

czyli dlaczego oszczędzanie to nie zawsze oszczędność

Scena II – Pokrywa basenu

Początkujący właściciel basenu popełnia wiele błędów. Oto jeden z nich: przecież basen nie musi mieć pokrywy, prawda? Nieprawda – i można się o tym boleśnie przekonać...

Sam zakup basenu to dopiero połowa drogi do kąpieli w nim. Droga ta nie wybacza błędów i eliminuje jednostki nieodporne. Kolejna próba zaoszczędzenia na kosztach skończyła się dla mnie jeszcze gorzej niż przygody z koszeniem trawy wokół basenu.

Broń masowej zagłady

Jesień najwyraźniej przyszła wcześnie tego roku – liście z drzew opadały już od maja, prawdopodobnie ostatnim, przedśmiertnym wysiłkiem celując w światło mojego basenu. Drzewa owocowe i krzewy, ledwie zakwitły, poczęły ciskać do basenu pyłki i płatki kwiatów. Gdy powiał najmniejszy choćby zefirek – do wody trafiały gałązki i gałęzie najróżniejszych rozmiarów. Zyskałem też wkrótce pewność, że owady urządzają dniem i nocą dywanowe naloty kamikadze na mój basen, codziennie odławiałem więc sitkiem do basenu nader bogate plony białka zwierzęcego i roślinnego. Mało tego, skoki do basenu zaczęły uprawiać okoliczne wiewiórki, nie bacząc na swe marne umiejętności pływackie i brak dostosowanej do ich rozmiarów drabinki do basenu. Seria rozpaczliwych akcji ratunkowych po alarmach wszczętych przez czujne dzieci, wywołała we mnie podejrzenia, że mój ogród wpływa na te gryzonie wyjątkowo depresyjnie, a otchłań basenu jawi im się jako najodpowiedniejsze miejsce do zakończenia doczesnych mąk na tym wiewiórczych łez padole…

Wreszcie, po tym razem skutecznej próbie samobójczej kolejnej (czy może znów tej samej, wyjątkowo przygnębionej życiem?) wiewiórki i po dramatycznych wysiłkach, by ukryć to zdarzenie przed dziećmi – pokonałem skąpstwo. Pragnąc uchronić bliskich przed powtarzającą się traumą, a miejscową populację Sciurus vulgaris przed wyginięciem, zdecydowałem się jednak dokupić pokrywę basenową. Pomyślałem sobie jednak – takim ci ja cwany! – że zaoszczędzę sto złotych i kupię pokrywę innej, mniej renomowanej firmy niż sam basen. No bo przecież wymiar się zgadza, tworzywo to tworzywo, a stówka w kieszeni to kilka dodatkowych filtrów basenowych (na tym się przecież nie oszczędza). Cóż złego może się zdarzyć?

Przygody w innym wymiarze

Nadchodzi paczka, podejrzanie mała, więc rozpakowuję ją z rosnącym niepokojem i w końcu widzę – wielką, niebieską… ceratę? Już wiem, dlaczego była o sto złotych tańsza. No dobrze, myślę, ważne tylko, żeby śmieci nie wpadały. I wiewiórki. Czas najwyższy, bo wiatr się akurat wzmaga i lada chwila spodziewam się w basenie nowych okazów fauny i flory. Naciągam więc nowy nabytek na obręcz basenu, ale – choć nominalny wymiar się zgadza – z której strony bym nie pociągnął, zawsze brakuje tych paru centymetrów. Czy wzorzec metra z Sevres przestał być aktualny, czy basen potrafi zmieniać gabaryty, czy zaistniał jakiś nieznanej natury błąd ludzki? Odpowiedzi pozostają nieznane, a ja tylko stękam, dobywając całej krzepy z mięśni. Ostatecznie ordynarna siła fizyczna sprowadza wszystko do właściwych wymiarów – pokrywa napięta na brzegach niczym kozacki bęben przed bitwą nad Żółtymi Wodami, jedynie środek dotyka powierzchni wody, takoż już cokolwiek żółtawej od wcześniejszych zabrudzeń, zaś boki furkoczą na wietrze – ale pokrywa siedzi. Triumf. Oczywiście przedwczesny.

Mata cyrkowa

Po spełnionym niemałym wysiłkiem obowiązku, wracam do domu, by zażyć zasłużonego odpoczynku. Ledwo z butelki piwa opada kapsel, wszelki duch…! Kątem oka wyłapuję przerażający kształt przelatujący za oknem, coś, co przywodzi na myśl gigantycznego, niebieskiego nietoperza. Z ciężkim sercem odstawiam butelkę, wychodzę do ogrodu – basen znów zieje otwartą czeluścią, zapraszając do siebie okoliczne wiewiórcze stada, które (jestem pewien) niczym lemingi gotują się już do swej ostatniej szarży. Sprawdzam kierunek wiatru, by wytropić trasę ucieczki basenowej pokrywy. Nie muszę szukać długo – oto jest; wielki, niebieski kleks na ścianie sąsiedniego domu, Batman po wyjątkowo nieudanym locie, moje łopoczące sto złotych na plusie. Niechętnie więc dzwonię do sąsiada, by ostrzec go, że przyjdę po swoją krnąbrną własność (zgadza się uprzejmie, ale słyszę, jak z trudem tłumi satysfakcję w głosie). Sprawa nie jest jednak łatwa – pokrywa wisi na wysokości czterech metrów, jak raz na ścianie bez okien. Czeka mnie zdecydowanie zbyt długa chwila trwogi i ekstremalnego rozciągania ciała na szczycie rozchwianej drabiny, którego to numeru mogliby mi pozazdrościć artyści z Cirque du Soleil, by wreszcie końcem palców sięgnąć powiewającej ceraty i ściągnąć ją na dół.

Trzeba zatem wykombinować coś, co podrasuje funkcjonalność mojej budżetowej pokrywy do basenu. Efektem kombinacji jest misterny system sznureczków i haczyków, którymi omotany zostanie basen. Jeszcze tylko wysiłkowa sesja naciągania przymałej pokrywy do średnicy basenu, skrócony kurs zaplatania węzłów i mogę już wrócić do wygazowanego piwa. Relaks jednak diabli wzięli – wiatr wzmaga się i resztę dnia spędzam na kompulsywnym, ukradkowym zerkaniu raz po raz przez okno, wewnętrznie spięty i gotów udaremnić w zarodku każdą kolejną próbę ucieczki. Zapada noc pełna niepokoju i sennych koszmarów.

Sport ekstremalny

Poranna kawa upływa mi już na analizie nowej sytuacji – jak ściągnąć na dół niebieskiego pterodaktyla, oplątanego kurczowo wokół płotków przeciwśniegowych na dachu domu sąsiada. Drabina nie wystarczy, misja staje się bardziej niebezpieczna. Przypominam sobie swe pradawne, pozbawione większych sukcesów próby we wspinaczce skałkowej i pół dnia spędzam w piwnicy, odkopując zapomniany sprzęt. Sąsiad w znaczącym milczeniu otwiera mi drzwi, gdy staję na jego progu, uzbrojony po zęby, w uprzęży, z 50-metrowym zwojem liny i zestawem karabinków. Tylko w jego oczach wyczuwam jakiś cień drwiny. Ja zaś, Reinhold Messner miejskiej zabudowy, gotów zmierzyć się z południową ścianą Lhotse, ruszam – również bez słowa – na dach mojego świata. Mniejsza już o wszystkie mrożące krew w żyłach sceny, jakie przeżyłem następnie (i tak będą one drążyć mą duszę po kres dni) – dość, że po wielu perypetiach na krawędzi życia i śmierci odzyskałem błękitny żagiel swych oszczędności, wiele jednak przy tym rozmyślając o realnej wartości zaoszczędzonych stu złotych.

Człowiek kontra natura

Prognozy nie są pomyślne, pora więc na kolejne ekstra, hiper i mega usprawnienia. Nabieram już wprawy w naciąganiu pokrywy na krawędź basenu. Pieczołowicie odtwarzam system haków i sznurów, staję się mistrzem węzłów żeglarskich. Na wszystko kładę jeszcze dwie grube, solidne dechy, te zaś dociskam ciężką płytą chodnikową. Ha, nie ma szans, tym razem nigdzie nie odleci! Zwycięsko wracam do domu w nimbie pogromcy wichru, Napoleona ogrodu, Czyngis-Chana basenów i przez kilka dni z dumą obserwuję bezskuteczne wysiłki nawałnic – oto oblicze przyrody pokonanej przez człowieka. W końcu, upewniony, że nic się nie stanie, przestaję nawet wyglądać przez okno.

Tym większe jest moje zdziwienie po tygodniu, gdy ponownie stoję nad otwartym basenem. Mści się uśpienie czujności, wewnątrz bowiem zastaję – pod wyściełającą powierzchnię wody warstwą liści, much, chrabąszczy oraz podejrzanych rzeczy, których prawdziwej natury wolę nie dociekać – utopioną płytę chodnikową, konary drzew i wiewiórkę. Deski leżą obok basenu, ale pokrywy nie widać nawet w zasięgu wzroku. Ach nie, przepraszam: strzęp niebieskiego farfocla powiewa szyderczo na kominie sąsiada, niczym flaga zwycięskiego wroga. I to by było na tyle, jeśli chodzi o oszczędzanie na akcesoriach.

dmuchane.pl radzi:

Kluczowe jest, by między powierzchnię wody w basenie ogrodowym a pokrywę nie mógł dostać się wiatr, który ją podwieje. Dlatego właśnie nie opłaca się pozornie „oszczędzać” – inwestycja w dedykowany sprzęt szybko się zwróci. Osobom nie potrzebującym dodatkowej dawki adrenaliny w życiu codziennym radzimy kupowanie akcesoriów do basenów zawsze u tego samego producenta, co basen. Wiele basenów sprzedaje się zresztą od razu z bogatym zestawem dodatków, co wychodzi taniej i daje pewność, że wszystko będzie do siebie pasować. Baseny ogrodowe czołowych producentów, takich jak baseny INTEX czy baseny Bestway, często wyposażone są w specjalne pokrywy. Chronią one basen przed atakami natury i nie dopuszczają do zabrudzenia wody po zakończeniu kąpieli. Idealnie dopasowane, często dodatkowo zabezpieczane są przed zerwaniem przez wiatr. Kupując dedykowany sprzęt, skutecznie uchronisz swój basen przed zanieczyszczeniami, a lokalną populację wiewiórek przed wymarciem.

Powrót

Złóż zamówienie telefonicznie! poniedziałek 8:00 - 18:00 / wtorek - piątek 8:00 - 16:00
0 801 000 610 z telefonu stacjonarnego
(58) 746 37 97 z telefonu komórkowego
Zamów telefonicznie! pn. 8:00-18:00 / wt.-pt. 8:00-16:00 (58) 746 37 97

Copyright © dmuchane.pl / 2006 - wszystkie prawa zastrzeżone, Global Income sp. z o.o.

Oprogramowanie KQS Store